Feeds:
Wpisy
Komentarze

Raport: jesienne nabytki

No i znowu się opuściłem w pisaniu (fotografowaniu) i długo, długo mnie nie było. Wszystko przez to, że oddawałem się innym rzeczom, głównie prognostyce mikrobiologicznej, technologii gastronomicznej, wartości biologicznej białka pokarmowego oraz intelektualno-kulinarnym przygodom (po drodze był jeszcze przegląd filmów kulinarnych). Część mojej zajętości została udokumentowana tutaj. Niestety, dwa blogi to o dwa za dużo! 😛

W każdym razie wracam. W samym środku jesieni, choć w ubraniu i z pogodą z początków jesieni. Zdjęcia te zostały wykonane już dawno, ale jakoś nie szło mi złożenie ich w całość. Przywołany jednak do porządku komentarzami, wziąłem się do działa. I oto – tadam! – efekt moich jesiennych zakupów. Tym, którzy jeszcze pamiętają w ogóle Jesienne „must have!”, należy się pewne wyjaśnienie. Z planowanych wówczas zakupów mam t-shirt i przypinki Pomoc zwierzakom (niebawem zaprezentuję) oraz… Nie, to właściwie wszystko. Spodni w kratę nie dostałem w swoim rozmiarze, a zamiast spodni fioletowych kupiłem te widoczne na zdjęciu. Turkusowych rękawiczek też nie było i skończyło się na wełnianych, zielonych bez palców. Po parasol się nie wybrałem, z butów zrezygnowałem, budrysówki w Tesco nie było, na torbę HO::LO chwilowo mnie nie stać, a swetra nadal poszukuję. Niemniej jesiennie wyglądam…

Spodnie: H&M
Sweter: H&M (zeszłoroczna wyprzedaż)
Szalik: C&A
Płaszcz: vintage (po dziadku!)
Buty „osiołki”: Hala Mirowska*

________________________
* W Hali Mirowskiej był kiedyś genialny sklep z końcówkami serii butów z różnych, niemarkowych sklepów. Niestety zastąpiono go CTO, które nie jest już tak fajne. Te buty to jedne z moich ulubionych, kosztowały 30 zł., są zamszowe, wygodne i niezniszczalne (mają już ze 3 lata, a z wiekiem zyskują tylko, jak wino zupełnie).

Moja znajoma, Luca, posiada niezwykłą książkę o pięknym i wiele mówiącym tytule „Jak ubrać się w niespełna 6 godzin”. Jest to poradnik dla pań. Ja niewątpliwie mógłbym zostać autorem tego rodzaju poradnika dla panów. A to m.in. z powodu skarpetek…

Większość mężczyzn po prostu je zakłada. Jakiekolwiek, byle były. Ja zawsze mam problem. Bo skarpetki muszą pasować. Do butów, do spodni, do reszty stroju… czasem nawet do majtek muszą pasować. A że, zgodnie z zasadą Zenona z Elei, nic nie może być takie i inne jednocześnie, skarpetki też mogą być tylko takie, jak są. Dlatego posiadam rozliczne wzory, a nawet kilka modeli skarpetek. Co rano jest to dobrą łamigłówką (lepszą niż sudoku), które skarpetki założyć. A wydawałoby się, że nic bardziej błahego niż skarpetka!

Skarpetki „stópki”: H&M
Skarpetki długie: vintage
Skarpetki mix: H&M, Reserved, Tesco

Do pracy!

Pisałem raz szkolenie z etykiety biznesowej dla pewnego banku. Była tam też lekcja poświęcona ubiorowi. Wykładano tam pracownikom, że powinni chodzić ubrani skromnie a elegancko, w stonowanych barwach i schludnie. Panie powinny mieć zakryte ramiona i spódnice nie krótsze niż na 5 cm nad kolano. Panowie marynarki i niezbyt jaskrawe krawaty. Pisząc o tym, starałem się wyszukiwać w internecie liczne przykłady strojów biurowych, które odpowiadały tym zasadom, a jednocześnie nie były koszmarnie nudne. Butów, w których można pójść do pracy, a jednocześnie nie wstyd pokazać się znajomym.

W firmie, w której pracuję, na szczęście żaden dress code nie obowiązuje. Dlatego wszyscy są kolorowi. Panuje różnorodność. Oczywiście dla kogoś z zewnątrz to całe zbiegowisko ludzi ubranych najróżniej przypominać musi raczej korytarz liceum, a nie profesjonalną firmę. My jednak jesteśmy szczęśliwi z tego powodu. Wyobrażam sobie miny i nastroje, gdyby kazano nam co dzień przychodzić w garniturach, garsonkach lub innych uniformach. 😐

Tymczasem…

Przed biurem:

W biurze (tak się u nas pracuje):

Spodnie: H&M
Polo: F&F
Marynarka: vintage
Buty: Bata
Torba: H&M
Szalik: C&A

Jesienne „must have!”

Bloga z moją szafą postanowiłem otworzyć, przeglądając rozliczne blogi szafiarek, w tym przede wszystkim Marchewkowej, Sztywniary oraz blog Aifowy. Urzekła mnie nawet nie tyle oryginalność stylu, możliwość pochwalenia się licznymi wyszperanymi rzeczami, poddania innym pomysłu na ciekawe i śmiałe zestawienia, ale raczej cała idea szafiarskiej społeczności. Wydaje mi się, że można już spokojnie mówić o pewnej ideologii szafiarstwa. Ideologii, która bardzo mi odpowiada, bo, nie popadając w przesadę, stroni od konsumpcjonizmu wyrażającego się pogonią za markami i metkami oraz jest nierozerwalnie związana z pewnymi alternatywnymi nurtami, takim jak np. upcykling. Przeglądając kolejne blogi może niekoniecznie znajdowałem inspiracje ubraniowe (bo czasem trudno facetowi inspirować się damskimi szafami), ale raczej zbiór cennych informacji, wskazówek oraz adresów.

Duża część tych nowych wiadomości znalazła odzwierciedlenie w mojej jesiennej liście muszę-mieć. Przede wszystkim przyłączam się gorąco do kibicowania (i już niebawem wspierania) akcji Pomoc zwierzakom, o której więcej dowiecie się ze strony Fundacji Dar Serca oraz z bloga Aifowy. Z kolei dzięki Marchewkowej, dowiedziałem się, czym jest upcykling i że można u nas zakupić genialne upcyklingowe torby (link poniżej). Dzięki wszystkim Szafiarkom i każdej z osobna postanowiłem również więcej szperać w second-handach i na Allegro. Ze swojej strony postaram się dołożyć kilka adresów malutkich sklepów warszawskich, które być może warto wspierać zanim zostaną wchłonięte przez sieci handlowe. Na początek zajmę się poszukiwaniem pracowni parasoli (czy ktoś wie, jak zwie się osoba robiąca parasole?). Część proponowanych ubrań pochodzi oczywiście z „pierwszej ręki”, a to przede wszystkim dlatego, że nigdy nie mogę znaleźć w sh spodni i kurtek dla siebie.

Fioletowe spodnie: Pull & Bear
Spodnie w kratę: H&M
Budrysówka: F&F
Sweter w warkocze: tutaj Abercrombie & Fitch*
T-shirt: Pomoc zwierzakom
Przypinki: Pomoc zwierzakom
Torba: HO::LO
Angielskie buty: Allegro
Parasol: dowolna pracownia parasoli**
Rękawiczki: może H&M***

____________________
* Sweter jest bardzo piękny, ale kosztuje prawie 200 zł, dlatego liczę, że wyszperam podobny i do tego może w lepszym kolorze, np. zielony, niebieski, bordowy, w jakimś sh.
** Niebawem udam się na poszukiwania jakiejś tradycyjnej pracowni parasoli w Warszawie – te kupowane w zwykłych sklepach nie są ładne a są kiepskie.
*** W H&M widziałem podobne rękawiczki, tylko turkusowe. Turkusowe też mnie zadowolą. 😀 Te akurat są chyba damskie i znalezione gdzieś na Allegro.

Strój podróżny

Jak się okazało, do pierwszego zdjęcia ściana z mojego pokoju nie była mi potrzebna. Wszystko dzięki temu, że wybrałem się dziś na przejażdżkę omnibusem konnym, który kursuje w okolicach Starego Miasta co pół godziny do końca września. Jest to prawdziwa frajda i pozwala zrozumieć, szczególnie gdy omnibus wjedzie na kocie łby, jak podróżowało się dawnymi czasy. Skoro przejażdżka, to konieczne było założenie prostego, wygodnego i luźnego stroju podróżnego. Całe szczęście, że nie zdecydowałem się na nic bardziej złożonego i krępującego ruchy, że zabrałem plecak zamiast mojej gigantycznej torby i że założył wygodne buty, gdyż dla lepszych widoków zająłem miejsce na górze (na trasie kursują dwa omnibusy: parterowy i piętrowy). Wdrapanie się po stromej drabince na górną ławę okazało się nie lada sztuką, choć dziewczyna, która pomagała woźnicy radziła z tym sobie bez mrugnięcia okiem.
W oczekiwaniu na odjazd, pozowałem pod Barbakanem:

Spodnie: Cubus
Polo: Cherokee
Sweter: H&M
Buty: Bata
Kapelusz: H&M

Ściana

Jak zauważyłem, w szafiarstwie przydaje się dobra ściana. Na ścianie zawsze można się sfotografować i można to nawet zrobić samemu. W plenerze jest trudniej, bo nie zawsze jest się w dobrym miejscu, nie zawsze ma się czas i nie zawsze jest z nami ktoś, kto może nam fotkę cyknąć. Postanowiłem nie być gorszy i też mieć własną ścianę do fotek. Z moją ścianą są jednak prawie same problemy.

Po pierwsze, jest brzydka, brudna i leży pod nią stara wyświechtana wykładzina. Po drugie, nie jest całkiem pusta. Stoi tam wiele rzeczy, a mój piękny rower, który przydaje odpowiedniego klimatu i nieco ubogaca tło, jest tylko jedną z nich. Tak więc zrobienie zdjęcia nie jest na jej tle wcale proste, bo najpierw trzeba poprzestawiać to i owo, żeby uzyskać „efekty studyjne”. Po trzecie, właśnie ruszam z remontem mojego pokoju. Oznacza to, że dziś zamieszczam zdjęcie ściany, która jednak już w przyszłym tygodniu może wyglądać zupełnie inaczej. Niewątpliwie zmieni się jej kolor, ale także całkiem możliwe, że zamiast roweru albo oprócz niego staną tam jeszcze jakieś meble, zawisną półki z książkami itp. (Remont zresztą jest trochę inspirowany moją, rozpoczynającą się dopiero, przygodą z szafiarstwem – stwierdziłem po prostu, że moje ubrania zasługują na coś więcej, że trzeba im odpowiednich szaf, wieszaków, półek. Oczywiście nie tylko troska o wygodę moich ubrań mną kierowała, ale również o własną – bardzo potrzebuję ułatwić sobie dostęp do wszystkich elementów mojej garderoby, co, mam nadzieję, zaowocuje jakimiś ekstrawagancjami w stroju.)

Na razie tylko ściana. Niebawem trochę ubrań. Rozkręcam się zawsze powoli.